Hej!
Tak, miały
być posty, wiem. Ale miałam przemalowanie w pokoju, więc wszystkie moje rzeczy musiałam
schować, do teraz nie wiem, gdzie większość z nich jest.
miniCreaturesWorld
– To nie był żart :c
Karmel –
Haha, taka stara to ja nie jestem xD
Tajemniczy
Świat LPS – Też mam taką nadzieję :’)
Maskonurek
– No to spłoniemy razem, ty za kibicowanie Sengalowi, ja za kibicowanie Japonii
xD
xxCanda
– Jakoś nigdy nie próbowałam łączyć LPS z anime. Głównie robię party na MEP,
więc to wydaje mi się troszkę niemożliwe, zwłaszcza, że animowski editing jest
o niebo bardziej rozbudowany niż ten z LPS. Z LPS edytuje się tylko klipy, z
anime głównie rendery, fan arty itp.
MeCatze –
Na pewno się zastosuje do twoich porad, chociaż rodzice już mi raczej nie
pozwolą kupić nowej figurki :’(
No, trochę to będzie przykrótkawe, ale nie lubię pisać długich prologów :')
Prolog
3 listopada roku 2002
Promienie zachodzącego słońca oświetlały
rezydencję znanej na całym świecie rodziny Longhairów. Jej przedstawiciele
wzbudzali szacunek, niejednokrotnie potęgowany strachem. Strach ten wynikał z
posądzania zamożnych kotów o czary. Tak, już w średniowieczu wśród nich rodzili
się znakomici lekarze cudowne umiejący wyleczyć każdą chorobę. Ludzie, którzy
na początku byli im wdzięczni, z czasem nabierali podejrzeń. Bali się
wszystkiego, co nieznane, potępiali to. Jednak nikt nie odważył się
wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw nim, wiedząc, że rację ma zawsze ten,
kto ma wypchany po brzegi portfel, a pieniędzy akurat im nie brakowało.
Przechodzień, który akurat miałby ochotę się
zatrzymać i przyjrzeć, mógłby zobaczyć bogato zdobione ściany, wysokie kolumny
oraz gargulce o nieprzyjaznych spojrzeniach. Idealnie wyszorowane okna,
kamienne mury, na których nie było ani śladu mchu, czy zadrapania sprawiały
wrażenie nieprzyjemnej doskonałości, która odstraszała nieproszonych gości i
prześladowała obserwatorów w najgorszych koszmarach.
Przed posiadłością znajdował się ogromny
ogród, istny labirynt drogocennych roślin przywiezionych z egzotycznych krajów.
Teoretycznie był to park otwarty dla mieszkańców, jednak wszyscy unikali
zarówno jego jak i sam dom szerokim łukiem, bojąc się, że zostaną przeklęci.
Obecny dziedzic majątku nic nie robił, żeby temu zaradzić, ba! Theodhory’owi
Longhair było na rękę, że nikt nie pałęta mu się pod łapami i nie może wywęszyć
jego brudnych sekretów swoim przydługachnym nochalem gotowym zawsze gotowym
wetknąć go w nie swoje sprawy.
O tak, bogacz niczego nienawidził bardziej
niż upierdliwych natrętów. Nawet swoją służbę za nadmierną dociekliwość karał
nadzwyczaj dotkliwie.
Wbrew oczekiwaniom swojego ojca nie studiował
medycyny. Brzydził się chorymi i obchodziło go jedynie jego wygodne życie. Nie
miał przyjaciół, miał jedynie z n a j o
m o ś c i , które pomagały mu osiągnąć jego liczne, egoistyczne cele. Możliwe,
że gdzieś w głębi swego serca czuł się samotny, jednak nie dopuszczał do siebie
tej myśli, okłamując sam siebie. Uważał ludzi za istoty głupie, pozbawione
rozumu, ślepo podążające za przywódcami, którzy wciskali im mnóstwo kłamstw, w
które ochoczo wierzyli. Takie istoty łatwo można było zmanipulować, co zresztą niejednokrotnie
wykorzystywał.
Theodhory właśnie butnym krokiem szedł
korytarzem swojej posiadłości, nawet nie zaszczycając spojrzeniem wiszących na
ścianie obrazów, za pewne wartych fortunę. Nie obchodziła go sztuka, uważał ją
za zajęcie dla najniższych warstw społecznych, zarówno muzykę, jak i malowidła.
Miał jednak niewyjaśnione zamiłowanie do starych ksiąg pisanych po łacinie,
którą opanował do perfekcji. Jako najstarszy z ośmiu synów szanującego rodzinne
tradycje medyka, już jako dziecko musiał uczyć się podstaw fachu lekarza.
Podczas gdy jego siedmiu braci zajmowało się dziecięcymi sprawami, on
przesiadywał godzinami w bibliotece, poświęcając się nauce, której nienawidził
z całego serca.
Jedynie najmłodsza z całego towarzystwa,
Frayda wykazywała jakąkolwiek chęć nauki medycyny i szło jej to całkiem nieźle.
Uwielbiała wszystkich ludzi i z całego serca pragnęła im pomóc. Leczenie
sprawiało jej radość. Szkoda tylko, że to, co tak kochała ją zabiło. Bo to, co
mogło leczyć, równie dobrze mogło ranić.
Theodhory otrząsnął się z rozmyślań zły na
siebie. To nie była pora na sentymenty. Nie krył, że za młodych lat był
odrobinę zazdrosny o swoją siostrę, jednak te lata dawno przeminęły i z całej
dziewiątki jedynie on pozostał przy życiu. I wcale nie odczuwał przez to żalu,
ani poczucia niesprawiedliwości.
Niewiele myśląc skręcił i stanął przed
mosiężnymi drzwiami ozdobionymi laską z owiniętym wokoło wężem – Laską
Eskulapa, symbolem medycyny. Longhair już niejednokrotnie próbował pozbyć się
tych drzwi i symbolu, który powodował u niego odruch wymiotny, jednak jako król
skąpstwa nie chciał wydawać pieniędzy na taką nieistotną rzecz jak nowe drzwi. Nad
wężem widniało kilka wykutych symboli – trójkąt zwrócony czubkiem ku górze, koło
z przeprowadzoną poziomą średnicą, koło z kropką pośrodku oraz trójkąt zwrócony
ku dołu.
Theodhory popchnął drzwi i wszedł do
biblioteki. Już dawno spalił wszystkie książki o medycynie, zostawiając jedynie
tomiki poezji oraz powieści i kilka starych, łacińskich ksiąg. Uśmiechnął się
krzywo i usiadł w swoim ulubionym fotelu. Zerknął na stolik, na którym leżał
dzwonek. Lekko nim potrząsnął przywołując służącą.
Pokojówka zjawiła się po kilku minutach,
kłaniając się nisko swojemu panu.
- Kawę, temperatura idealnie dziesięć stopni Celsjusza,
dwie łyżeczki ciemnego cukru, nie za dużo, nie za mało. I na litość boską, tym razem
poproszę bez włosów pływających w moim napoju! – rzekł dumnie, po czym dodał: -
Wykonać, szybko!
Młoda spanielka niepewna, czy powinna
zasalutować, ukłoniła się jeszcze raz i pośpiesznie wyszła. Bogacz przyglądał
jej się ze znudzeniem. Po piętnastu minutach wróciła, wyraźnie speszona. Położyła
kawę na stoliku i kłaniając się wyszła.
Theodhory przewrócił oczami.
- Młodzież – mruknął pod nosem.
Szybko jednak odgonił od siebie myśl o spiętej
pracownicy i zaczął delektować się ciepłym napojem. Kawa była dokładnie taka, o
jaką prosił – nie za gorąca, nie za zimna, nie za słodka, nie za gorzka. Była
idealna, tak jak wszystko w tym domu.
Nie zdążył nawet wypić trzeciego łyczku,
kiedy poczuł na szyi zimny dotyk metalu.
- Pijemy sobie kawkę, co? – spytał nieznajomy
głos.
Longhair nawet się nie odwrócił, było to
zresztą niezbyt rozsądne z nożem przyłożonym do gardła.
- Przyszła pora na to, żebyś zapłacił za
wszystkie swoje zbrodnie, cwaniaczku – zaśmiał się.
Koniec! Heh, to były totalnie nie moje klimaty, jednak jakieś wprowadzenie trzeba było zrobić. Cała seria będzie polegała na odkrywaniu tajemnicy morderstwa Theodhory'ego i zgonu Fraydy, takiej tajemnicy sprzed lat. Mam nadzieję, że się spodobało :)