wtorek, 10 lipca 2018

63. Zemsta sprzed wieków - Prolog


Hej!
  Tak, miały być posty, wiem. Ale miałam przemalowanie w pokoju, więc wszystkie moje rzeczy musiałam schować, do teraz nie wiem, gdzie większość z nich jest. 

miniCreaturesWorld – To nie był żart :c
Karmel – Haha, taka stara to ja nie jestem xD
Tajemniczy Świat LPS – Też mam taką nadzieję :’)
Maskonurek – No to spłoniemy razem, ty za kibicowanie Sengalowi, ja za kibicowanie Japonii xD
xxCanda – Jakoś nigdy nie próbowałam łączyć LPS z anime. Głównie robię party na MEP, więc to wydaje mi się troszkę niemożliwe, zwłaszcza, że animowski editing jest o niebo bardziej rozbudowany niż ten z LPS. Z LPS edytuje się tylko klipy, z anime głównie rendery, fan arty itp.
MeCatze – Na pewno się zastosuje do twoich porad, chociaż rodzice już mi raczej nie pozwolą kupić nowej figurki :’(

No, trochę to będzie przykrótkawe, ale nie lubię pisać długich prologów :')

Prolog
3 listopada roku 2002
  Promienie zachodzącego słońca oświetlały rezydencję znanej na całym świecie rodziny Longhairów. Jej przedstawiciele wzbudzali szacunek, niejednokrotnie potęgowany strachem. Strach ten wynikał z posądzania zamożnych kotów o czary. Tak, już w średniowieczu wśród nich rodzili się znakomici lekarze cudowne umiejący wyleczyć każdą chorobę. Ludzie, którzy na początku byli im wdzięczni, z czasem nabierali podejrzeń. Bali się wszystkiego, co nieznane, potępiali to. Jednak nikt nie odważył się wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw nim, wiedząc, że rację ma zawsze ten, kto ma wypchany po brzegi portfel, a pieniędzy akurat im nie brakowało.
  Przechodzień, który akurat miałby ochotę się zatrzymać i przyjrzeć, mógłby zobaczyć bogato zdobione ściany, wysokie kolumny oraz gargulce o nieprzyjaznych spojrzeniach. Idealnie wyszorowane okna, kamienne mury, na których nie było ani śladu mchu, czy zadrapania sprawiały wrażenie nieprzyjemnej doskonałości, która odstraszała nieproszonych gości i prześladowała obserwatorów w najgorszych koszmarach.
  Przed posiadłością znajdował się ogromny ogród, istny labirynt drogocennych roślin przywiezionych z egzotycznych krajów. Teoretycznie był to park otwarty dla mieszkańców, jednak wszyscy unikali zarówno jego jak i sam dom szerokim łukiem, bojąc się, że zostaną przeklęci. Obecny dziedzic majątku nic nie robił, żeby temu zaradzić, ba! Theodhory’owi Longhair było na rękę, że nikt nie pałęta mu się pod łapami i nie może wywęszyć jego brudnych sekretów swoim przydługachnym nochalem gotowym zawsze gotowym wetknąć go w nie swoje sprawy.
  O tak, bogacz niczego nienawidził bardziej niż upierdliwych natrętów. Nawet swoją służbę za nadmierną dociekliwość karał nadzwyczaj dotkliwie.
  Wbrew oczekiwaniom swojego ojca nie studiował medycyny. Brzydził się chorymi i obchodziło go jedynie jego wygodne życie. Nie miał przyjaciół, miał jedynie  z n a j o m o ś c i , które pomagały mu osiągnąć jego liczne, egoistyczne cele. Możliwe, że gdzieś w głębi swego serca czuł się samotny, jednak nie dopuszczał do siebie tej myśli, okłamując sam siebie. Uważał ludzi za istoty głupie, pozbawione rozumu, ślepo podążające za przywódcami, którzy wciskali im mnóstwo kłamstw, w które ochoczo wierzyli. Takie istoty łatwo można było zmanipulować, co zresztą niejednokrotnie wykorzystywał.
  Theodhory właśnie butnym krokiem szedł korytarzem swojej posiadłości, nawet nie zaszczycając spojrzeniem wiszących na ścianie obrazów, za pewne wartych fortunę. Nie obchodziła go sztuka, uważał ją za zajęcie dla najniższych warstw społecznych, zarówno muzykę, jak i malowidła. Miał jednak niewyjaśnione zamiłowanie do starych ksiąg pisanych po łacinie, którą opanował do perfekcji. Jako najstarszy z ośmiu synów szanującego rodzinne tradycje medyka, już jako dziecko musiał uczyć się podstaw fachu lekarza. Podczas gdy jego siedmiu braci zajmowało się dziecięcymi sprawami, on przesiadywał godzinami w bibliotece, poświęcając się nauce, której nienawidził z całego serca.
  Jedynie najmłodsza z całego towarzystwa, Frayda wykazywała jakąkolwiek chęć nauki medycyny i szło jej to całkiem nieźle. Uwielbiała wszystkich ludzi i z całego serca pragnęła im pomóc. Leczenie sprawiało jej radość. Szkoda tylko, że to, co tak kochała ją zabiło. Bo to, co mogło leczyć, równie dobrze mogło ranić.
  Theodhory otrząsnął się z rozmyślań zły na siebie. To nie była pora na sentymenty. Nie krył, że za młodych lat był odrobinę zazdrosny o swoją siostrę, jednak te lata dawno przeminęły i z całej dziewiątki jedynie on pozostał przy życiu. I wcale nie odczuwał przez to żalu, ani poczucia niesprawiedliwości.
  Niewiele myśląc skręcił i stanął przed mosiężnymi drzwiami ozdobionymi laską z owiniętym wokoło wężem – Laską Eskulapa, symbolem medycyny. Longhair już niejednokrotnie próbował pozbyć się tych drzwi i symbolu, który powodował u niego odruch wymiotny, jednak jako król skąpstwa nie chciał wydawać pieniędzy na taką nieistotną rzecz jak nowe drzwi. Nad wężem widniało kilka wykutych symboli – trójkąt zwrócony czubkiem ku górze, koło z przeprowadzoną poziomą średnicą, koło z kropką pośrodku oraz trójkąt zwrócony ku dołu.
  Theodhory popchnął drzwi i wszedł do biblioteki. Już dawno spalił wszystkie książki o medycynie, zostawiając jedynie tomiki poezji oraz powieści i kilka starych, łacińskich ksiąg. Uśmiechnął się krzywo i usiadł w swoim ulubionym fotelu. Zerknął na stolik, na którym leżał dzwonek. Lekko nim potrząsnął przywołując służącą.
  Pokojówka zjawiła się po kilku minutach, kłaniając się nisko swojemu panu.
  - Kawę, temperatura idealnie dziesięć stopni Celsjusza, dwie łyżeczki ciemnego cukru, nie za dużo, nie za mało. I na litość boską, tym razem poproszę bez włosów pływających w moim napoju! – rzekł dumnie, po czym dodał: - Wykonać, szybko!
  Młoda spanielka niepewna, czy powinna zasalutować, ukłoniła się jeszcze raz i pośpiesznie wyszła. Bogacz przyglądał jej się ze znudzeniem. Po piętnastu minutach wróciła, wyraźnie speszona. Położyła kawę na stoliku i kłaniając się wyszła.
  Theodhory przewrócił oczami.
  - Młodzież – mruknął pod nosem.
  Szybko jednak odgonił od siebie myśl o spiętej pracownicy i zaczął delektować się ciepłym napojem. Kawa była dokładnie taka, o jaką prosił – nie za gorąca, nie za zimna, nie za słodka, nie za gorzka. Była idealna, tak jak wszystko w tym domu.
  Nie zdążył nawet wypić trzeciego łyczku, kiedy poczuł na szyi zimny dotyk metalu.
  - Pijemy sobie kawkę, co? – spytał nieznajomy głos.
  Longhair nawet się nie odwrócił, było to zresztą niezbyt rozsądne z nożem przyłożonym do gardła.
  - Przyszła pora na to, żebyś zapłacił za wszystkie swoje zbrodnie, cwaniaczku – zaśmiał się.




Koniec! Heh, to były totalnie nie moje klimaty, jednak jakieś wprowadzenie trzeba było zrobić. Cała seria będzie polegała na odkrywaniu tajemnicy morderstwa Theodhory'ego i zgonu Fraydy, takiej tajemnicy sprzed lat. Mam nadzieję, że się spodobało :)